niedziela, 30 marca 2014

Turecka uczta!

               
Uwielbiam Stambuł m.in. za takie ulice, wszędzie kolorowe dywany kwiatów!... 
... i za takie widoki na Stambuł nocą, popijając gorącą czekoladę w kawiarni na dachu ! 

W przedostatnim poście zapowiadałam, że wydarzyło się coś fajnego, związanego z rozwojem kontaktów polsko-tureckich! I dziś dowiedzie się co. Być może zawiodę oczekiwania niektórych czytelników, jakoby opowiastka ta miała dotyczyć ekscytujących, egzotycznych, rodem z telenoweli romansów z przystojnymi Turkami. Otóż nie, nic z tych rzeczy :)
Wydarzeniem towarzyskim minionego tygodnia było tradycyjne tureckie spotkanie z moimi tureckimi koleżankami. W środę zorganizowały party przed sesją śródsemestralną w mieszkaniu jednej z nich i zaprosiły również mnie. Niech was nie zmyli określenie party, było to sympatyczne spotkanie grupy koleżanek przy Ayranie (subiektywny opis: za słony jogurt naturalny do picia) i tradycyjnych potrawach tureckich. (Patrz niżej). Było nas całkiem sporo jak sadzę, bo aż 12. Mam wrażenie że ludzie są tutaj bardziej otwarci, towarzyscy i przede wszystkim bardzo gościnni.Czułam się z nimi naprawdę swobodnie, mimo że nie wszystkie mówiły po angielsku. Nareszcie mogłam zobaczyć jak wygląda normalne życie tureckich dziewcząt, co jest początkiem odkrywania prawdy na temat faktycznej sytuacji kobiet w krajach islamskich. Przed wyjazdem mówiłam Wam, że będę uświadamiać i buntować tutejsze kobiety, ale prawdopodobnie nie ma takiej potrzeby! (Coś na pewno jest nie tak, ale podejrzewam, że nie bardziej niż w Polsce).

Większość z dziewczyn obecnych, może poza 2, jest praktykującymi muzułmankami, noszącymi szczelnie zakryte włosy jak i całe ciało. W mieszkaniu zdjęły chusty, co trochę mnie wprawiło w zakłopotanie, bo po 1. spotkałam się z opinią że nie-muzułmanie nie mogą oglądać kobiet bez nakrycia głowy, co jest po części prawdą, dlatego nie pokaże Wam zdjęć z tej imprezy, bo nie chcą żeby "ludzie" zobaczyli ich włosy i mi tych zdjęć nie przesłały, po 2. myślałam że może nie wiedzą, że jestem katoliczką i powinnam je uświadomić, bo może przeze mnie popełniają jakiś ciężki grzech, po 3. wyglądały zupełnie inaczej, luzacko, normalnie? I nie mogłam się napatrzeć. Tak jak luzacko wyglądały, tak też się zachowywały, dużo śmiechu, zabawy, beztroski, grałyśmy w karty i w taboo, takie fajne, grupowe rozrywki, czy w Polsce studenci tak spędzają czas? Nie sądzę. Ale coś co się nie zmienia, jest niezależne od kultury, to temat rozmów dziewczyn- oczywiście "boyfriend" i "marriage" to słowa kluczowe. U nas może tak do małżeństwa się nam nie spieszy (ok, biorąc pod uwagę ostatnie zmiany statusów w rodzinie- doprecyzuję- mi się nie spieszy :) Najbardziej w tych moich obserwacjach śmieszy mnie odkrycie, że panuje obopólna niechęć płci, tureccy panowie z którymi rozmawiałam twierdzą, że tureckie dziewczyny są – wcale nie takie piękne i mądre za jakie się uważają, a nawet głupie. Z kolei dziewczęta twierdzą, że panowie nie są przystojni, nie warci uwagi, i zbyt zaborczy. Obie strony jak się okazuje (jeśli już się sparują) są o siebie niewyobrażalnie zazdrośni, tu to dopiero są związki na wyłączność. 

Turecki kącik kulinarny :)

Çiğ köfte- do "stołu" zapraszam :)


Część potraw dziewczyny przyniosły gotowe, a najbardziej angażującą "gotowałyśmy" wspólnie- 

Çiğ köfte. Jest to potrawa, którą przygotowuje się z surowym mięsem jak i bez mięsa, z samym bulgurem. U nas była to wersja bezmięsna. Bardzo ciekawy był dla mnie sposób przygotowania. Ayşegül była głową przedsięwzięcia, a właściwie rękami, gdyż Çiğ köfte powstaje na skutek ugniatania i mieszania składników gołymi rękami w wielkiej blaszanej misce- Bulgur jest mieszany z wodą, pomidorami z puszki, cebulą, jajkiem (smażonym), pietruszką, pieprzem, czarną, ostrą papryką Isot, a podaje się to z sałatą, która delikatnie niweluje piekielnie ostry smak. Chciałabym Wam opisać jakoś dokładniej moje wrażenia zmysłowe, ale nie potrafię, oprócz tego że jest to bardzo ostry, wyraźny i odmienny smak, za pierwszym razem to nawet nie można powiedziec że jest dobre. Zwyczajowo popija się to Ayranem. 
Czyli za ostre, popijasz za słonym, i jeszcze do kompletu przydałaby się za słodka baklava- i opis kuchni tureckiej w jednym zdaniu :)

Podobno do tutejszych potraw trzeba się przyzwyczaić. Jedynie döner kebap pokochałam od razu! (nie mylić i nie porównywać z polskimi podróbkami)
Mniam!

Na tym doświadczenia kulinarne się nie skończyły. Kolejną potrawą był Börek- ciasto yufka, z szpinakiem i serem, wygląda jak lasagne ze szpiankiem, nie wiem czy tak samo smakuje bo lasagne nigdy nie jadłam. Börek bardzo dobry, myślę ze na ciepło byłby jeszcze lepszy.

Börek wygląda mniej więcej tak.
Jednym z bardziej charakterystycznych potraw tureckich jest Dolma Ten co jadłam na party przypominał nasze polskie gołąbki, różnica była jednak że tutaj są to mini gołąbeczki, mięso z bulgurem i pietruszką zawinięte w liście kapusty. Bardziej znana na świecie jest opcja z liśćmi winogron, również jadłam, z puszki, w jakimś tłustym sosie... średnio mi przypasowały... Zjadłabym gołąbki od mamy! :)
Dolma.


PS. Na koniec tylko jeszcze informacja o kolejnym ciekawym doświadczeniu. Byłam z kolegą na przemówieniu premiera (ten który zablokował Twittera) na tydzień przed wyborami. Niesamowite przeżycie- 2 mln ludzi, którzy tak pragnęli zobaczyć swojego premiera, że wchodzili na drzewa, (wyglądali jak małpki), na dźwigi, samochody... gdzie się dało. Tłum zaniósł nas akurat blisko sceny, więc byłam w centrum emocji. Niestety niewiele rozumiałam, ale ten człowiek jest tak dobrym mówcą, taki charyzmatyczny, że czułam ten klimat :D a ludzie to tak się cieszyli, entuzjastycznie machali flagami, nawet piosenka była na koniec, śpiew, prawie tańce, premier rzucał kwiatki i koszulki partii dla tłumu... Taka impreza! Dla mnie to kolejne zaskoczenie, że tak można uwielbiać premiera ;)
wśród fanów premiera :) też dostałam flagę Turcji!


piątek, 21 marca 2014

co kraj to obyczaj. #1

Jako że trafiłam do kraju zupełnie odmiennego pod wieloma względami od naszej pięknej, kochanej Polski, wypadałoby tę odmienność udokumentować, a może przy okazji dostrzeżemy jakieś podobieństwa. Liczę również na Wasze refleksje, co prawda na podstawie moich obserwacji, ALE jak większość z Was wie, zawsze staram się być obiektywna i spoglądać na sprawy z różnych perspektyw, ale! ale! ale!

Ciekawostka #1 
Zacznę od podstawy piramidy potrzeb Maslowa. Wiemy że jedną z najważniejszych potrzeb istot żywych, wymagających natychmiastowego zaspokojenia, są potrzeby fizjologiczne. Stąd mój niepokój, zaciekawienie i dezorientacja, gdy chcąc skorzystać z publicznych toalet, napotykałam na... dziurę w podłodze, zamiast standardowej (w naszym europejskim rozumieniu), krzesełkowatej muszli klozetowej. Owa dziura w podłodze, również jest ładnie obudowana, papier raczej też jest, ale jednak dziura to zawsze tylko dziura- tutaj nazywana ubikacją alaturka czyli z włoskiego alla turca- po turecku.
źródło: http://turcjawsandalach.pl/content/tureckie-toalety
Dosłownie tak to wygląda. W każdym miejscu publicznym, jak mój uniwersytet, policja, galerie handlowe, restauracje, a nawet podobno w zwykłych domach, zazwyczaj znajdują się dwa rodzaje toalet, aby pozostawić wybór (zwłaszcza cudzoziemcom, turystom). Na całe szczęście nie zdarzyło mi się, żeby tej możliwości wyboru zabrakło. ;)
Generalnie to wiem do czego służy ubikacja, ale ten typ wc ilekroć na niego trafiałam, wzbudzał mój niepokój, i nie dawało mi spokoju, po co, na co, w jaki sposób!? 
Właściwa pozycja sądzę jest nam znana, więc pominę szczegółową instrukcję. Obowiązkowo w takiej toalecie znajduje się nisko umiejscowiony kran, z plastikowym kubkiem. I to jedyne co na pewno powinno się tam pojawić, gdyż papier toaletowy nie jest koniecznością, z racji że do podmycia się jak i spłukania służy kubek z wodą.  To jeszcze nie jest najbardziej szokujące. Doczytałam się takiej informacji, że z powodu wąskich rur odprowadzających, istnieje ryzyko zapchania tychże rur, dlatego zalecane jest wyrzucanie wykorzystanego papieru toaletowego do śmietnika obok, zamiast do otworu. Co by was bardziej zszokować, dodam że pewnego razu gdy chciałam skorzystać z toalety, zaglądałam do kolejnych kabin w poszukiwaniu ubikacji typu alla france (czyli europejskiego),i w jednej z kabin chcąc-nie-chcąc moje oczy trafiły na dowód stosowania wyżej opisanego sposobu ostrożności. 
Wydawało mi się, że taki wynalazek jest kompletnie bez sensu, ale tu znowu google.com pospieszył z wyjaśnieniem. Okazuje się, że ubikacja typu tureckiego posiada racjonalne uzasadnienie: 1. jest zdrowsza, chroni przed chorobami przenoszonymi przez bezpośredni kontakt z muszlą klozetową. 2. pozycja kucana jest pierwotną pozycją wypróżniania, 3.  przybieranie takiej pozycji poprawia elastyczność kolan i wzmacnia biodra i mięśnie miednicze kobiet, zmniejszając ryzyko wystąpienia nietrzymania moczu i/lub kału (Alicja coś do twojej pracy magisterskiej! :D ) 4. Co ciekawe, "sugeruje się, że korzystanie z tego typu ubikacji [...] poprawia oddychanie i koncentrację." (wikipedia), 5. jest tańsza, łatwiej utrzymać ją w czystości i mniej podatna na akty wandalizmu. Przekonują Was te argumenty? Mnie nie, gdy wezmę jeszcze pod uwagę wady, które mi przychodzą na myśl i zapewne Wam również. :)
W Polsce spotkałam się z czymś podobnym, tylko raz i to jeszcze w stolicy, tylko że tam to nawet nie wyglądało na ubikację, a była to zwykła dziura w drewnianej podłodze. Toalety alaturka można spotkać w Indiach, Japonii, a czasem to i w Ameryce (Karo zwróć na to uwagę :D)
W Turcji obserwuję, że nawet normalne, nowoczesne studentki, chętnie korzystają z tego typu ubikacji. 
I też tak sobie myślę, że ludzie starsi to muszą być w niezłej formie, aby z tego korzystać. A i książki czy gazetki to już sobie nie można poczytać...
 :) 

środa, 19 marca 2014

"Żeby tak zawsze mogło być, żeby na sto sposobów żyć.. "



Zdjęcie powinno przedstawiać zdobną wieżę zegarową sprzed Pałacu Dolmabahçe :)
Hoş geldiniz Arkadaşlar!   Witam Was zacieszająco, przyjaciele :)

Nie sądziłam, że ten czas aż tak szybko mija, a ja się tak obijam z pisaniem! Dopiero dziś spojrzawszy na tytuł ostatniego posta " To już tydzień" dotarło do mnie, że nie nie nie... to już ponad miesiąc i tydzień! Było kilka wycieczek o których Wam nie opowiadałam. 

1. Pierre Loti Hill.  i Miniatürk Park- Pogoda była nieciekawa, pochmurno, chłodno. Wrzucę parę zdjęć, nie ma co opowiadać. W okolicach Pierre Loti jadłam pierwszego tureckiego kebaba- i stwierdzam że polskie kebaby to jakaś pomyłka! Za zaledwie 5 TL najadłam się smacznie i... konkretnie ( bo przecież nie zdrowo). Następnie ruszyłam pieszo z moim nowopoznanym kolegą Bignatsu z K-stanu (nie pamiętam) na szczyt Pierre Loti, droga prowadziła przez muzułmański cmentarz. Więc i nasza rozmowa skupiła się na tym dość przykrym temacie :) Podobnie to się przedstawia w obu religiach, ale w islamskim raju- Dżannah(ogród) -czekają na zmarłych mężczyzn piękne i wiecznie młode dziewice ( też wieczne?)- hurysy. Kobiety niezamężne zostaną obdarowane doskonałymi małżonkami. W najmniej korzystnej sytuacji są mężatki, które w raju nadal muszą trwać przy mężach. Tematyka islamu powróci w kolejnych postach, gdyż zbieram dane. Zamierzam poczytać Koran, aby rozwiać niejasności. :) Oczywiście do Biblii też postaram się zajrzeć, żeby nie było. 
Takie tam na cmentarzu :) Ale takie ładne drzewko w lutym, warte jest upamiętnienia. 


To mógłby być naprawdę piękny widok, przy lepszej pogodzie...
po prawej widoczny cmentarz.
2. Pałac Dolmabahçe - piękna, słoneczna pogoda! tego potrzeba do udanej wycieczki. Szkoda tylko, że tym razem zwiedzanie w głównej mierze odbywało się inside. ;) Wnętrza Pałacu rzeczywiście wywoływały "wow!" przepych, przepych i marnotrawstwo. Odsyłam do wikipedii, bo nie można było robić zdjęć w środku, a musicie zobaczyć jak się urządzili gustownie: 
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dolmabah%C3%A7e_Saray%C4%B1

Widok na Bosfor przy tej pogodzie to po prostu bajka, póki co macie widok na polskie dziołchy ;)
W końcu poczułam się turystycznie!
3. Akwarium Florya- Polski trip, czyli ja i Ania i Anna. Podobno jest to największe tematyczne akwarium świata, no nie wiem, ogromne to ono nie było. Ale robiło wrażenie. Z ciekawszych rzeczy to ogromne akwarium, taki jakby basen, tunel z akwarium, gdzie po bokach i nad głowa pływały rybki, rekiny, roślinność wodna, rafa kolarowa, las deszczowy z żabami, lodowiec -z prawdziwego nietopniejącego lodu :) Ale najważniejsze że po 2h oglądaniu rybek, poszłyśmy zjeść ... do McDonald's!!! o tak czekałam na znajome żarełko cały miesiąc, i jakże dotkliwego doznałam zachodu gdy okazało się że nie mają pikantnego kurczakburgera! Ale przynajmniej w tym zwykłym zestawie (10zł), tutaj dają średnią colę i duże frytki,i nuggetsy, a i kanapka smaczna :P to była relaksująca niedziela!
To się nazywa akwarium! a nie jak w Polsce jakieś słoiczki ;)

Zmęczyło mnie to wspominanie. Niedługo napiszę kolejnego posta, bo wydarzyło się coś ekstra! Zapowiem że Kontakty turecko-polskie kwitną :) cdn.
Pozdrawiam serdecznie!




niedziela, 16 lutego 2014

To już tydzień.


Stacja nadawcza w Stambule. Inspiracje, motywacje... Publicznie pragnę podziękować za zdjęcia Moje Drogie Niewiasty!
Poprawiają mi humor! :)

Siema Ziomki :)


Nie mam za dużo do opowiadania, na razie czuję się trochę znudzona. Spowodowane jest to zapewne tym, że nie mam jeszcze Student Travel Card, z którą będę mogła bez przeszkód przemieszczać się po tej dżungli zwanej Stambułem. Jest to niezwykle przydatna rzecz, której brak niesie za sobą straty zarówno finansowe jak i estetyczne, ale zawsze można liczyć na niespodziewane atrakcje. Na przykład ostatnio po bardzo ciepłym i słonecznym czwartku, gdzie czuć było późną wiosnę, nastąpił pochmurny, chłodny i deszczowy piątek, a za nim zaraz zimna i bardzo nieprzyjemna sobota. W piątek załatwiałam na uczelni podpisy u mojej Pani Koordynator, cały czas byłam przekonana że jest to ON a nie ONA. Ale na szczęście nie zdążyłam strzelić żadnej poważnej gafy z tym związanej. Jak już raz jej się pokazałam na oczy po 1 wykładzie na który nie poszłam, musiałam iść na kolejny który prowadziła- Atypical development II. Znowu byłam na wykładzie gdzie było mało osób- 5- i wyobraźcie sobie że wykład trwał 2h ( wyjątkowo bo normalnie będzie trwał 3h), zaczęliśmy omawiać zaburzenia słuchu, budowa ucha co i jak, wszystko dość proste jak dla mnie, tyle że po angielsku. Jednakże nie dla wszystkich, gdyż przez 40min babeczka tłumaczyła i była dyskusja na temat różnicy między częstotliwością i amplitudą. No po prostu, nie mogłam się doczekać końca. Mam nadzieję że wszystkie wykłady będą na tym poziomie. :) Po skończonych mękach, nowo poznane koleżanki pomogły mi zidentyfikować darmowy bus jeżdżący na trasie uczelnia-metrobus. Było po 16. Udałam się tam w celu wyrobienia Student Travel Card, co jednak nie było mi dane gdyż okazało się że kiosk jest już zamknięty, do 16.30. więc minimalnie się spóźniłam. Ten dzień nie oszczędzał mi wrażeń. Padało conajmniej jak u nas w Polsce, zimno, a ja w katance jeansowej z okularkami przeciwsłonecznymi, bez parasola i heja w drogę z powrotem bo stamtąd chyba nic do mnie nie jedzie. Oczywiście bardzo szybko przemokły mi buty. ale szłam, bo cóż innego mi pozostało. Szłam i szłam po lejącej się strumieniami wodzie, aż nagle zatrzymał się koło mnie samochód. i jak myślicie co zrobiłam? :P oczywiście wsiadłam :D wyglądałam jak zmokła kura, więc stwierdziłam że nic mi nie grozi. I w ten oto sposób poznałam kolejnego przyjaznego Turka- Erdala. Parę słów po angielsku umiał, próbował mnie nauczyć czegoś po turecku, ale uwierzcie mi nie jest to łatwy język. ( ale i tak się go nauczę!). W pewnym momencie mój kierowca włączył radio i zaczął śpiewać, po chwili wyjaśnił mi że uwielbia Hannah Montana i dlatego musi pośpiewać z nią. Muszę przyznać że nawet ładnie śpiewał. Wysadził mnie koło akademika, nic nie chciał ode mnie, więc jeśli wzbudziła w Was ta historia pewne obawy, są one zupełnie bezpodstawne :) Uprzedzę jeszcze, że za miesiąc gdy przyjedzie Monika mój autostopowy boss, pojeździmy sobie po Turcji autostopem, w tym kraju to będzie niezwykle proste. 
 Próbowałam dzisiaj się nauczyć paru zwrotów tureckich, nie mogę zapamiętać "dziękuję"- teşekkür ederim- (wym. tesie'kurederim) pamiętajcie że te wszystkie znaki z umlautem czyta się tak jak w niemieckim. i dzięki Wam uda mi się to w końcu zapamiętać! :* Jak do tej pory w sklepie to tylko szczerze zęby w uśmiechu,aby zakryć moją nieznajomość języka. Jest to niebywale irytujące jak się nic nie rozumie i bardzo ciężko się robi zakupy- doskonały przykład: ostatnio kupiłam prześcieradło na dwuosobowy materac zamiast na pojedynczy... ale tragedii nie ma, przynajmniej ma ładny kolor :)
W takiej formie prezentowane są owoce na straganach :)

Wchodząc do Błękitnego Meczetu kobiety zakrywają włosy i wszyscy ściągają buty i zwiedzają sobie nosząc je w jednorazowej reklamówce.
Za płotkiem miejsce modlitwy- wstęp tylko dla mężczyzn...
...i dla porównania miejsce dla kobiet.
































Błękitny Meczet

Wnętrze Błękitnego Meczetu- pięknie na górze, a na dole mięciutki dywan :)


Hagia Sofia- spodziewałam się czegoś bardziej"wow!" - obecnie jest tylko muzeum, po drugiej stronie placu dla kontrastu znajduje się piękny Błękitny Meczet. Ale oddajmy hołd, bo przecież to był kościół kiedyś,zanim przerobili go na meczet.
Wnętrze Hagii Sofii- ikona Matki Boskiej jako pozostałość po katolickiej przeszłości świątyni :)

wtorek, 11 lutego 2014

"If the whole world were one country, Istanbul would be its capital" (Napoleon Bonaparte)

tytuł: Słowa Napoleona podobno: "Gdyby cały świat był jednym krajem, jego stolicą byłby Stambuł"
Widok z okna wieczorową porą :) 
Hi guys!
Musielibyście zobaczyć ten widok na żywo jest na prawdę cudowny! 
Dzisiaj był pierwszy dzień Orientation Week. Wreszcie spotkałam wszystkich Erasmusów w jednym miejscu, nie uwierzycie (niektórzy z was na pewno wiedzą) jaka mieszanka narodowości się tutaj zebrała. Poznałam dziewczyny z Kirgistanu, Kurdystanu, Uzbekistanu, Kazachstanu, Holandii, Anglii, Włoch, Georgii, USA, Niemiec, Słowacji, Litwy i pewnie jeszcze inne narodowości poznam w przyszłości. Ale co za niespodzianka, gdy siedząc w sali konferencyjnej, usłyszałam za plecami język polski! Szczęście moje okazało się jeszcze większe, gdy dziewczyny powiedziały że mieszkają w moim akademiku :) Studiują w Krakowie. Kolejną niespodzianką była dziewczyna z Uzbekistanu, ma na imię Nara i studiuje w Warszawie na jakiejś prywatnej uczelni. Rozumie po polsku, ale ciężko jej mówić, i ja będę jej pomagać, bo od dzisiaj mieszkamy razem w pokoju. Jest muzułmanką i modli się 5 razy dziennie. Jak się lepiej poznamy, poproszę ją żeby wytłumaczyła mi zasady islamu. I kto wie może wrócę jako muslim :D 
Wracając do spotkania wprowadzającego, było niesamowicie miło, Koordynatorzy tutejsi są zupełnie inni niż Sztajer-Frajer  (dobrze że ten blog nie jest publiczny). Kobieta w średnim wieku, jest taką nowoczesną muzułmanką, z dystansem do siebie, luzacka, co chwilę sala wybuchała śmiechem. Dała nam wiele cennych rad co do życia tutaj, przede wszystkim, żeby nie narzekać na to, czego nie możemy zmienić, np. gdy stoimy w korku, lub jedziemy przepełnionym autobusem, bo jest to po prostu ogromne ok 13 milionowe miasto. 
Zarówno ona jak i SzP Ramazan Unalan, ciągle powtarzali, że mamy do nich przychodzić, pisać, dzwonić (dał swój numer telefonu), jeśli będziemy mieli jakikolwiek problem. Zwracali uwagę 10 razy na to i inne najważniejsze rzeczy które trzeba dopilnować, jak uzyskanie zgody na pobyt. Pan Ramazan osobiście oprowadził nas po uczelni i później zaprowadził na turecki lunch (for free), niestety później musimy już płacić. Jedzenie mi nie smakuje, akurat to co jadłam, nie wiem co to było, jakaś zupa-krem, o kolorze ogórkowej i smaku kleiku, pierś z kurczaka w sosie z papryką i cebulą (to było ok, bo w Polsce tez coś takiego robimy), jakaś kasza czy coś podobnego, i deser- w kształcie pętka kiełbasy, bardziej kaszanki ale cieńsze, ze smaku trochę jak faworki, ale nasączone strasznie tłuszczem i za słodkie, nawet jak dla mnie.  ale najadłam się na cały dzień, i na razie żadnych dolegliwości żołądkowych nie mam.
Jeszcze jedna rzecz, najbardziej mnie rozwalająca na ten czas, jazda autobusem to jakiś hardcore, raz że dość tłoczno (to jeszcze jest mi znajome), ale szybko przyspieszają i gwałtownie hamują, więc można sobie polatać. Kierowcy zapominają że wiozę ludzi a nie worki kartofli. :)
O tyle o ile zdążyłam się zorientować, ludzie naprawdę są wychilloutowani (spokojni), życie w wielkim mieście zmusza do tego, jeśli nie chce się paść na zawał ok. 40 r.ż. Zatem wnioskuję, że tak jak Karo, wrócę bardziej wyluzowana, i nigdy więcej nie doświadczycie mojej paniki ;)
Mamo, nie martw się, żadni Turcy się mną nie interesują, więc nie wrócę z żadnym, a jak na razie widziałam samych bardzo ciemnych ciemnoskórych, którzy tez nie są zagrożeniem :)
Całuję Was wszystkich!
See ya!

poniedziałek, 10 lutego 2014

Pierwsze dwa dni.

O tym, że jadę do Turcji wiedziałam od pół roku, jednak nie docierało to do mnie, może było zbyt niewiarygodne, by w to uwierzyć. 
 Zdałam sobie sprawę gdzie jestem dopiero na lotnisku Ataturka w Stambule, można rzec, jak obuchem w głowę- oprzytomniałam. Miałam 6h, aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji, gdyż nie dotarły do mnie dziewczyny, które miały mnie odebrać, wreszcie o godzinie 8 zdecydowałam się poradzić sobie sama. Wzięłam toboły odpowiednio zabezpieczone, żeby nie można było mnie okraść, i z "Ahoj przygodo!" w głowie ruszyłam w drogę. Popytałam chyba z 6 osób jak dotrzeć do celu, najpierw do metra, z metra na metrobus, gdzie instruował mnie ciemnoskóry chłopak z konkretnym afro na głowie i jego żona (!) azjatka. napisał mi na kartce gdzie mam wysiąść i iść, oraz żebym na siebie uważała, powtórzył to kilka razy, więc chyba jednak zapamiętam i nie będę chojraczyć ;) 
Wysiadłam na ostatniej stacji i to co na mapie wydawało się prostą drogą, w rzeczywistości było troszkę mniej proste. I tu kolejne spotkanie, tym razem rodowitego Turka uratowało moje nogi i ręce. Próbowaliśmy się dogadać, wpisując to, co chcemy powiedzieć do translatora na jego iPhone'ie, pownosił i poznosił mi walizkę ze schodów bo akurat winda była zepsuta. Skończyło się tak, że zapłacił taksówkarzowi żeby zawiózł mnie pod wskazany adres, zaoszczędziłam 20 TL, pewnie chcielibyście w tym miejscu skomentować, że to niemądre czy coś, ale trudno, gdybyście sami ciągnęli tą ciężką walizkę, zmienilibyście zdanie ;) Zresztą ten gościu spokojnie sobie poszedł i nie chciał nic w zamian. 
 Okolica akademika trochę mnie przeraziła, po raz że wszędzie beton, droga szybkiego ruchu, i tylko jakieś firmy, magazyny jak to na przedmieściach. No i wyobraźcie sobie, że tutaj psy chodzą sobie luzem, leżą na chodniku czy pod znakiem na wysepce na drodze. Wyglądają jak dingo. Od razu stwierdziłam, że pieszych wycieczek po okolicy nie będzie.
Widok z okna z 12.piętra
Sam akademik jest faktycznie w wyższym standardzie, mam kartę magnetyczną do wszystkiego, od otwierania drzwi po zapewnienie elektryczności w pokoju. Mieszkam sama w 2-osobowym pokoju, i chyba mogłoby tak być dłuższy czas, bo i tak większość czasu mnie nie będzie, a wieczorami będę miała spokój. W akademiku mieszkają ze mną ludzie z Kazachstanu, tylko ich widzę, bo są wszędzie i wszystkiemu robią zdjęcia, serio. Nawet ja byłam atrakcją. Dziś rano jechałam z nimi na uniwersytet, grupa ok. 30 osobowa, i siedząca obok mnie dziewczyna, nagle mówi coś do mnie chyba po rosyjsku odrywając mnie od oglądania mijanego świata, i jak wywnioskowałam z wycelowanego w nas aparatu chciała ze mną zdjęcie. Po co? Na co? nie pytajcie. Co śmieszniejsze, ta sama grupa wpadła do głównego holu gdzie sobie siedziałam rozmawiając z nowo poznaną studentka z Niemiec,  i dosłownie robili sobie zdjęcia ze wszystkim, na tle ściany narysowanym logiem Fatih University, jednej i drugiej, przy gablocie z pucharami, kwiatkach, oknie, wszędzie. Ta sama dziewczyna z busa znowu chciała ze mną zdjęcie, więc no cóż, mam fotę na tle ściany. Dobrze że na razie nie znają mojego nazwiska bo pewnie oznaczali by mnie na facebook'u. Stwierdziłam zatem, że lepiej będę się przed nimi skrywać w pokoju. 
Wjazd na teren uczelni.
 Dzisiejszy dzień na uczelni, był całkiem miły, poznałam w końcu te dziewczyny które po mnie wyszły na lotnisko a z którymi się minęłam, ja poszłam o 8, one po 8 były na lotnisku. Pochodzą z Kirgistanu, i studiują tutaj nauczanie angielskiego, pomogły mi ogarnąć co gdzie jest, oraz dostęp do internetu. Moje pierwsze zajęcia na Erasmusie były niezłym zaskoczeniem, było to Advanced Symbolic Logic - wykład, na którym byłam tylko ja, a na liście jest 5 osób. :) Szybko wyjaśniłam tak niską frekwencję , okazało się że jest to wykład fakultatywny (u nas też tak powinno być) Prowadzący sympatyczny, nawet zauważył, że w Polsce prężnie rozwija się logika, i są jacyś sławni logicy :) Mogłam powiedzieć mu o MU :) Dowiedziałam się z jakiej książki się uczyć, i że przez cały semestr omówimy (uwaga!) 4 rozdziały z tej książki i w dodatku tą advanced logiką okazały się predykaty, które jak stwierdził omówi w podstawowym zakresie. Mój pierwszy wykład skończył się po 15 minutach, i potem z racji że nie miałam busa z powrotem, ruszyłam pieszo ryzykując spotkanie z dzikimi psami. nie spotkałam żadnego i w pół godzinki dotarłam do akademika. 
Mam nadzieję, że nakreśliłam Wam sytuację w jakiej się znalazłam. Następne posty będą ciekawsze ;)